poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Akt I (cz.XII)

 FETYSZ

 

Po namiocie rozchodziły się ciche, zmysłowe jęki.

Kobieta siedziała na tronie obitym grubym futrem i ocierała o nie swoje rozgrzane, zroszone kropelkami potu ciało. Ogromne podniecenie zwinnie prowadziło jej dłonie po mlecznobiałej skórze. Zaczęła od nabrzmiałych piersi, kierując się w dół po płaskim brzuchu na jej najczulszy punkt pomiędzy smukłymi udami. Miała zamknięte oczy, a ciemność po chwili została rozwiana wizjami przeszłości i ulatującym życiem z istot, które zabiła. Właśnie one wprawiały ją w obecny stan i wcale jej nie przeszkadzało pobrzękiwanie łańcuchów, które od czasu do czasu wygrywały smutną melodię z głębi namiotu. Wyginęła swoje ciało w lekki łuk i odchyliła głowę w tył, przygryzając miękkie wargi, po czym opadła na siedzenie.

Jęki zastąpił ciężki oddech. Długie pieszczoty potrafiły lekko zmęczyć.

Do czułych uszu Rishe dobiegły krzyki z zewnątrz, a ona otworzyła powoli oczy, rozglądając się po ciemnym wnętrzu swojego azylu. To właśnie one przerwały jej osobisty rytuał.

Na samym końcu kręcił się półnagi mężczyzna z workiem założonym na głowę. Worek miał jedynie otwór na usta, a mężczyzną był nikt inny jak Butt. Odziany tylko w spodnie przemieszczał się na klęczkach z miejsca na miejsce.

Rudowłosa podniosła się z tronu i wyprostowała, przeciągając filigranowe ciało. Zarzuciła na siebie jedną z sukienek, które zostawili jej uciekinierzy. Chłodna podłoga dopiero studziła gorąc jej podniecenia.

- Wiesz, że trochę mnie rozprasza, jak się ruszasz i hałasujesz?
- zwróciła się do swojego niewolnika i zrobiła kilka kroków w jego stronę. Pochyliła się tuż nad nim i złapała go za worek, odchylając jego głowę do tyłu. - Ale nie tak bardzo jak te wrzaski na zewnątrz! - warknęła i puściła głowę mężczyzny. Omiotła go wzrokiem i zaśmiała się pod nosem. Kopnęła nagle Butta w bok, aby się przewrócił.

Mężczyzna jęknął głośno.

- Przepraszam! Już więcej nie będę się ruszał!
- krzyknął, bojąc się kolejnego kopniaka.

- Podnieciły cię moje jęki? - kobieta wyciągnęła nogę, aby stopą przygnieść wybrzuszenie między nogami grubego mężczyzny. Musiała przyznać, że było dość spore, jak na takiego prosiaka, który służył jej jako worek do wyładowywania swoich złości i dziwnych zachcianek.

Jego ciało gdzieniegdzie pokrywały blizny i siniaki, a także wydawał się nieco chudszy. Wszak był tylko karmiony resztkami.

Przestraszony Butt nie odpowiedział nic. Czuł, że nie może zapanować nad swoim przyśpieszonym krążeniem krwi.

- Tak myślałam. - prychnęła pod nosem. Wyraźnie nie była w humorze, gdy rozproszyli ją w takiej chwili. Szybkim krokiem opuściła namiot.

To co zobaczyła na zewnątrz wprawiło ją w lekkie zakłopotanie.

Deja vu.

W obozie znowu zapanował chaos, żołnierze biegli w różne strony i chwytali za swoj oręż.  Większość pognała w stronę zniszczonej bramy.

- Pani! - znajomy głos przykuł jej uwagę, a po chwili zobaczyła przed sobą Reevosa.

- Co się tu dzieje?

- Atakują nas tubylcy.

- Tubylcy? Czekali, aż bramy zostaną otwarte albo zniszczone?
- mimo tej sytuacji na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

- Na to wygląda. Nie byli w stanie przebić się przez palisadę bez odpowiednich machin, więc czekali na dogodny moment. Nie zdążyliśmy naprawić bramy na czas.

- Nic nie szkodzi. - wyciągnęła rękę przed siebie, a nad jej dłonią pojawił się duży płomień.  - Ilu ich jest?

- Ciężko było ich policzyć, gdy tylko światło księżyca oświetla przerwy między drzewami, ale szacuję, że około setki. Jakie rozkazy?

- Niech strzelcy rozpoczną ostrzał. Pawęże mają ustawić się w szeregu i zakryć wyrwę w palisadzie. Jeźdźcy wyjechać drugą bramą. Biegnij Reevosie i wykonaj moje rozkazy.

- Tak jest! - Reevos ukłonił się niedbale i pobiegł w stronę bramy.

- Zdaje się, że jednak dzisiaj osiągnę orgazm. - dodała cicho Rishe, oblizując usta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz