sobota, 10 stycznia 2015

Akt I (cz.I)

  RYTUAŁ

 



Komnata nabierała barw przez migające weń płomienie. Przechodziły one stopniowo z żółci w pomarańcz, następnie zmieniały się w czerwień, aż przy końcu w fiolet i czerń. Po głuchym wybuchu magicznej energii w pomieszczeniu znowu zapadła ciemność. Delikatna mgła rozeszła się po posadzce i uciekła na korytarz lekko uchylonymi drzwiami, a ciężki i nierówny oddech mężczyzny świadczył o tym, że manipulacja zaklęciem potrafiła zmęczyć.

Xalixyn od pewnego czasu zdawał sobie sprawę, że był obserwowany, jednak nie przerwał kolejnej inkantacji. Poczuł na swojej rozgrzanej przez wysiłek skórze chłód powietrza, które wleciało z korytarza, lecz jego dłonie nadal wiły się niczym dwa tańczące ze sobą węże. Pomiędzy nimi wisiało w powietrzu, otoczone ponurą aurą, kościane przedramię. Mężczyzna odgarnął z czoła kosmyk białych, mokrych od potu włosów i kontynuował. Otwierał usta co chwila, a spomiędzy nich wydobywały się niezrozumiałe - dla większości istot - frazy nasączone magią. Stracił zainteresowanie nieproszonym obserwatorem, ponieważ musiał przebić się jeszcze przez co najmniej pięć silnych, magicznych barier.

Podekscytowany oraz zaintrygowany młodzieniec przyglądał się tajemniczemu rytuałowi.

Dwunastoletni chłopak jeszcze nigdy nie był świadkiem tak ważnego przedstawienia ze strony swojego mistrza, ale dzisiejszej nocy stało się inaczej. Nie zważając na wcześniejsze przestrogi mentora, zerwał się z łóżka i przebiegł całe zamczysko, żeby tylko tutaj dotrzeć - wcześniej czyniąc odpowiednie przygotowania do tego występku. Na końcu labiryntu ciemnych korytarzy czekały te zakazane drzwi. Ciekawość wzięła górę, chociaż coś mu mówiło, że czeka go sroga kara, jeżeli tylko zdradzi swoją obecność.

Otillo głośno przełknął ślinę, a jego oczy otworzyły się szeroko, gdy kościane przedramię zaczęło stopniowo rozpadać się na drobne kawałeczki, aż w końcu zniknęło. Z pewnością świadczyło to o tym, że rytuał dobiegł końca.

Triumf – w postaci znikomego uśmiechu – zagościł na twarzy maga, lecz gdy skierował spojrzenie w stronę drzwi, jego bursztynowe oczy nie natrafiły na nikogo, kogo obecność wyczuwał wcześniej. Długie godziny stania na nogach i ciągłe tkanie zaklęć, z niewielkimi przerwami, odebrały mu wszystkie siły. Zachwiał się, gdy poczuł, jak nogi mu się uginają i podparł się ręką o stolik, przy którym odprawiał rytuał.

Ciężar jego ciała sprawił, że stolik poruszył się gwałtownie, a gliniana czarka przy krawędzi zakołysała się i spadła na posadzkę. Rozbiła się, wylewając całą zawartość pod postacią ciemnoczerwonego płynu, który powoli popłynął pęknięciami na kamiennej posadzce.

Mag nie przejął się rozbitą czarką i wylaną krwią. Przez chwilę był zaintrygowany swoją prawą ręką. Wyciągnął ją przed siebie, powoli przekręcając w lewo i prawo, jakby chciał dostrzec jakąkolwiek zmianę.

Jedyną zmianą była głęboka, paskudna blizna, ciągnąca się od nadgarstka aż po łokieć, jednak nie przypominał sobie, żeby odczwał jakiś ból podczas rytuału, a tym bardziej - żeby miał tę bliznę przed jego rozpoczęciem.

- Nie zauważył cię? - mag uniósł lekko prawą brew, patrząc w stronę drzwi, a zaraz potem opadł zmęczony na miękki fotel nieopodal niego. Nie było wiadomym do kogo kierował swoje słowa, bo długa cisza sugerowała, że był w komnacie zupełnie sam.
Drzwi od komnaty otwierało się do wewnątrz, więc martwym punktem było to, co miały zakrywać zaraz po otworzeniu. Gdyby jednak zostały otwarte na oścież przez chłopca, który podglądał, istniało duże prawdopodobieństwo, że napotkałyby pewną przeszkodę i uderzyły w nią, a wtedy truchło dziewczyny zawirowałoby w powietrzu kilka razy i pojawiłoby się przed nosem nieproszonego gościa.

W miejscu, gdzie mag spoglądał przed chwilą, kierując swe pytanie, spod sufitu, na grubej linie owiązanej wokół kostek zwisało pozbawione głowy ciało nagiej dziewczyny. Krew zdążyła już w całości spłynąć do dużego, drewnianego wiadra, nad którym wisiała ofiara. Ciało nie było jeszcze w fazie rozkładu, co oznaczało, że zginęła stosunkowo niedawno, z pewnością potrzebna jako jeden z komponentów.

- Mistrzu? - cień zamigotał na korytarzu, tuż przy drzwiach i zatrzymał się.

Gdzieniegdzie pochodnie dawały światło, więc można było zauważyć, że ktoś spaceruje po zamku.

- Ah, to ty, Givlercie. Myślałem, że to nasz mały, ciekawski uczeń, który lubi wtykać nos w nie swoje sprawy.

- Ke, ke. - Givlert zaśmiał się dziwacznie na wspomnienie o uczniu. Ten chłopak potrafił sprawiać kłopoty i wyprowadzać Xalixyna z równowagi.

- Widziałeś go? - zapytał mag.

- Kogo? - nie za bardzo rozumiał pytania. Przecież nikogo nie zauważył na korytarzach, gdy zmierzał do tej komnaty, a tym bardziej Otillo.

Mag machnął ręką, dając do zrozumienia Givlertowi, że pytanie jest nieważne i spojrzał na martwą dziewczynę – ciągle wisiała w bezruchu nad dużym wiadrem – zaraz potem zerknął na zniekształcony cień Givlerta i zamknął ciężkie ze zmęczenia powieki.

Jak to się stało, że taki twór jak Givlert, nie był w stanie zauważyć tego dzieciaka? Pomyślał Xalixyn, ale moment później znalazł odpowiedź. Kilka dni temu zniknął jeden z jego pomniejszych zwojów, być może Otillo umyślnie wybrał z całej tuby ten najbardziej użyteczny, żeby niezauważonym zwiedzać cały zamek. Wydawało się, że chłopak nie był taki głupi i taki posłuszny, na jakiego wyglądał. Zupełne przeciwieństwo Dorite.

- Posprzątać tutaj? - odezwał się Givlert.

- Zanieś zwłoki do lochów, później zrobi się z nich użytek. Jutro porozmawiam z chłopcem. Teraz jestem zbyt.. zmęczony... zrób to cicho, żeby mnie nie rozbudzić. - po tych słowach mag zapadł w głęboki sen.

Otillo, pośpiesznie kierował się do swojej sypialni. Miał tylko nadzieję, że zaklęcie pomniejszej niewidzialności było na tyle użyteczne, że jego obecność nie została wykryta przez czułe zmysły jego mistrza oraz Givlerta. Miałby nie lada kłopoty, gdyby obaj dowiedzieli się o tym, że złamał zakaz opuszczania komnaty po zmroku, a także przez to, że podebrał zwój z zaklęciem.
Zadrżał ze strachu i szybko nacisnął klamkę, aby wejść do środka. Wskoczył na łoże z baldachimem i zanurkował pod grubą kołdrą. Trząsł się jeszcze przez chwilę na myśl o karze, ale zaraz wysunął głowę spod pościeli, aby spojrzeć na drzwi.

Zamknięte.

- Może mnie nie widzieli... - mruknął do siebie i chcąc nie chcąc, zasnął.




Grafika użyta w poście:
http://stefanoscuccimarra.deviantart.com/art/Swamps-458400626

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz