niedziela, 18 stycznia 2015

Akt I (cz.II)

DECYZJA


Otillo przez długą chwilę przypatrywał się szerokim, drewnianym drzwiom, które prowadziły do jadalni. Właśnie tutaj miał się spotkać z Xalixynem na ich wspólnym posiłku. Wydawało mu się, że poznał wszystkie układy bruzd, gdy starał się zebrać w sobie odwagę. Odetchnął głęboko i uniósł drżącą dłoń, zaciskając ją w pięść.

Kilka szybkich, niepewnych uderzeń, wyznaczyło rytm pukania.

Głos zza drzwi niecierpliwym tonem nakazał wejść.

Wielka jadalnia znajdowała się w zachodnim skrzydle zamczyska, było tylko jedno takie pomieszczenie. Po zobaczeniu długiego, prostokątnego, hebanowego stołu oraz wielu krzeseł z wysokimi oparciami, które rzucały się na pierwszy plan, uwagę przyciągał szereg okien: wąskich, długich, zakończonych łagodnym łukiem, umieszczonych w niewielkich odstępach od siebie - odsłaniały całą panoramę okolicy.

Bagna.

W ten krajobraz wpatrywał się zamyślony mag, lecz gdy tylko usłyszał skrzyp nienaoliwionych zawiasów, od razu przeniósł spojrzenie na chłopaka. Mrugnął oczyma, przyglądając się chudej i niskiej sylwetce.

Jego słomiane, kręcone włosy zatańczyły przez moment w powietrzu, gdy przekręcił głową, przygotowując się do szybkiego opuszczenia jadalni. Jednak w ostatniej chwili powstrzymał w sobie tę żądzę i zrobił kilka kroków w przód. Chwilę później stał przed swoim mistrzem i ukłonił się, tak jak wymagał tego pan od swojego sługi.

- J-jestem, mistrzu... - powiedział z lekkim zająknięciem. Zawsze bał się opiekuna, a przede wszystkim, gdy ten wymierzał mu karę. Perspektywa powrotu do zimnej i ciemnej izolatki pod nadzorem Givlerta nie wydawała się najmilszą. Zapamiętał, że nie można wchodzić do jego komnaty bez pozwolenia.

- Usiądź.

Chłopak przekręcił się na pięcie w bok i ruszył w stronę drugiego końca stołu, który znajdował się co najmniej kilka metrów dalej.

- Stój. - zatrzymał go mistrz.

- T-tak?- zapytał lekko zdezorientowany chłopak.

- Usiądź na krześle obok, jest coś o czym musimy pomówić..

Słowa te sprawiły, że uczeń lekko zadrżał, a jego powieki otworzyły się szerzej.

Mając coś na sumieniu człek myśli, iż wszystko - a przynajmniej znacząca większość - jest związana właśnie z tym. Dziecko, które coś przeskrobało musiało przeżywać jeszcze większą obawę, szczególnie, że młodzian do jadalni bywał zapraszany jedynie w ważnych sprawach i rzadko kiedy miał okazję zjeść naprawdę dobry i ciepły posiłek.

Tylko wytrwałość Otilla pomogła mu w momencie, gdy wgramolił się na dość niewygodne i duże krzesło obite purpurowym, miękkim materiałem. Nauczony do pewnego stopnia uległości, nie zamierzał się tak łatwo poddawać, czas na płacz przyjdzie później, zgrzyt zębów zdusił jego krzyk strachu, który chciałby się wyrwać z piersi. Musiał być silny, powtarzał w myślach. Dłonie położył na stole i splótł ze sobą palce, oczekując w milczeniu dalszych słów swojego mentora.

Mag uniósł lekko kąciki ust.

Obserwacja dwunastolatka była niezwykle zabawna, zwłaszcza w momentach, gdy toczył wewnętrzną walkę. Od razu widać było po nim, że miał coś na sumieniu, a to znaczyło tylko jedno:  widział wczorajszej nocy rytuał - albo jego część.

Dzieci od chwili nauczenia się mowy i konstruowania prostych zdań, mówią, co im ślina na język przyniesie, całą prawdę oraz wszystko, co widziały - co czasami niesie za sobą więcej szkód, niż korzyści. Nieco starsze zaczynają kłamać w obawie przed karą, która wiązała się z bólem, a przecież każde dziecko boi się bólu fizycznego. Dorastając, kłamstwo staje się codziennością i jest wiele powodów, dlaczego tak właśnie postępują.

Powodem kłamstw Otilla stał się fakt, że z upływem lat poznał gniew oraz srogość Xalixyna - właśnie to spowodowało, że mało kto był w stanie przeciwstawić się jego przytłaczającej woli.

Jeszcze przez chwilę mag przyglądał się licu chłopaka, zastanawiając się, co się kryje za tymi przestraszonymi, niebieskimi oczami.

- Jutro.. gdy tylko świt rozwieje mgłę bagien, opuszczamy zamek. - oznajmił.

Wyraźne zdziwienie wymalowało się na twarzy Otilla, gdy tylko dotarły do niego słowa, których w ogóle się nie spodziewał. Myślał o karze jaką będzie musiał znieść, a nie o tym, że muszą opuścić zamczysko.

- Opuścić zamek. Ale... dlaczego?! Dlaczego ja też mam iść?! - powiedział już głośniejszym tonem, zapominając na chwilę o swoich wcześniejszych obawach.

- Ponieważ miejsce sługi jest przy jego panu, zresztą może czegoś się nauczysz, jeżeli wykazujesz takie zainteresowanie.. magią. - wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. - Chyba, że wolisz zostać z Givlertem...

Chłopak wzdrygnął się na samą myśl o tym przerażającym stworzeniu, o którym wspomniał jego mistrz. Chciał coś odpowiedzieć, ale ten zamiar przerwał przeciągły skrzyp towarzyszący otwieraniu drzwi.

W nich stanęło stworzenie, o którym była mowa.

Givlert wyglądał prawie jak człowiek - w pewnym sensie. Budowa jego ciała przypominała człowieczą, jednak był od niego potężniejszy. Mimo, że ciągle chodził przygarbiony, mierzył ponad dwa metry. Przemierzał korytarze boso, w podartych płóciennych spodniach. Pozbawiony owłosienia na ciemnoszarej skórze, którą szpeciły szwy i blizny, patrzył swoimi szkarłatnymi, błyszczącymi ślepiami na mistrza i jego ucznia siedzących przy stole. W nienaturalnie długich, wielkich ramionach trzymał srebrną tacę z jadłem.

- Mistrzu, przyniosłem posiłek. - skrzeczący głos rozszedł się po jadalni.

Skinięcie głowy maga świadczyło o zgodzie, żeby istota przekroczyła próg pomieszczenia.

W przeciwieństwie do Otilla, Givlert był niezwykle lojalnym i uniżonym sługą. Zajmował się sprawami jadła i nigdy nie sprzeciwił się Xalixynowi. Mimo jego dziwacznego wyglądu i charakterystycznego, dużego garbu, był wyśmienitym kucharzem. Jak tylko postawił jadło w półmiskach i gliniany dzban na stole, opuścił pomieszczenie.

- Masz resztę dnia na przygotowanie rzeczy, który będziesz dźwigać. Weź tylko te najpotrzebniejsze, strawę i wodę da ci Givlert. - rzekł Xalixyn, powoli i starannie krojąc upieczone mięsiwo, które pachniało niezwykle zachęcająco. Robił to z gracją obcą przeciętnemu człekowi, widocznie już dawno obył się ze sztućcami.

Nim zdążył pokroić, usłyszał mlaskanie.

Szczupłe lico, o wklęsłych wręcz policzkach, jasnowłosego chłopaka zostało zapchane w całości mięsem, które złapał w ręce i zaczął gryźć. Widocznie nie jadł czegoś tak dobrego od bardzo dawna. Puścił jedynie przepraszające spojrzenie w stronę mistrza i przełknął dość spory - jak na niego - kęs.

- Nie wiedziałem, że ktoś był na polowaniu... - odpowiedział i popił wodą..

- Givlert się wszystkim zajął, zna te bagna dość dobrze.

- Aha. - Otillo kiwnął głową. - Chciałbym pożegnać się z Dorite... przed odejściem.

- Dorite? - mag uniósł brew w zdziwieniu i spojrzał na mały kawałek pieczeni nabity na jego widelec, który po chwili zniknął w jego ustach. Smak rozszedł się po podniebieniu, a delikatne ciepło po chwili nawiedziło jego przełyk.

- Tak, ale nie widziałem jej od kilku dni. - chłopak posmutniał, gdy wspominał starszą od niego dziewczynę.

Była mu niezwykle bliska. Przed pojawieniem się nowego ucznia, w zamczysku zajmowała się przede wszystkim sprzątaniem. Pierwsza uczennica, która została zaraz potem adeptką magii u Xalixyna, zaś Otillo zajął jej poprzednie stanowisko. Sprzątał i w przerwach podglądał jak dziewczyna rozwija swój talent, a gdy go przyłapała, zawsze posyłała mu wesoły uśmiech. Miłe usposobienie, szczerość i dobroć, to cechy dawno zapomniane przez wielu, lecz cechy najlepiej opisujące jestestwo Dorite.

- Dorite wyruszyła kilka dni temu, aby wykonać powierzone jej zadanie. Możliwe, że spotkamy ją podczas naszej podróży. 

- Nie mogę się doczekać! - dwunastolatek niezwykle ożywił się na wiadomość o jej potencjalnym spotkaniu i wytarł wierzchem dłoni tłuszcz, jaki osadził się na jego wargach. - Ale gdzie wyruszamy?

- Z pełnym żołądkiem niezwykle się spoufalasz! - warknął jego mistrz, lecz po chwili postanowił wybaczyć mu to przewinienie, wiadomość o celu podróży wystarczająco go dobije. - Wyruszamy do Caelfall.

Chłopak zamarł w bezruchu.

Zszokowany patrzył przed siebie i nie dowierzał, że ma powrócić do piekła, z którego wydostał się kilka lat temu. Późniejsze słowa maga już do niego nie docierały, jakby uciekł do innego świata...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz