niedziela, 1 marca 2015

Akt I (cz.VIII)

UCIECZKA

 

- Mogę zabrać na chwilę dłoń z twoich ust, ale.. - przerwał na moment, aby nieco mocniej docisnąć ostrze swego sztyletu do szyi kobiety. - nie waż się krzyknąć.

Lekkie kiwnięcie jej głowy oznaczało zgodę.

Mag zsunął dłoń z jej ust, czekając na pierwsze słowa.

- Nie zamierzam was skrzywdzić...

- Wątpię, żebyś teraz miała możliwość.

- Nie zamierzałam was skrzywdzić. - poprawiła się. - Zatrzymujemy każdego napotkanego kupca i przeglądamy towary, a gdy coś nas zainteresuje, godnie płacimy. - tłumaczyła się, chociaż dobrze wiedziała, że jadło nie było żadną "godną" zapłatą.

- Nie dbam o te szmaty. - burknął. - Co tutaj robicie?

- Czekamy na kogoś.

- Na kogo?

- Na posłańca, który ma nam dostarczyć wiadomość o miejscu pobytu mojego brata. - starała się wstrzymywać przełykanie śliny. W tym momencie sprawiało to jej nieznośny ból, gdy skóra poruszała się na ostrzu sztyletu. Zdawało jej się, że dostrzegła przez chwilę trzygłowego węża na jego końcu.

- Co zamierzacie zrobić, jak już dostaniecie wiadomość?

- Opuścić to miejsce i wyruszyć w pościg. Tkwimy tutaj wystarczająco długo, minęły już tygodnie i mam dość tego miejsca...

- Hm... - mag zamyślił się na chwilę. Bezużyteczne informacje, ale nie zagrażali jego wyprawie, więc nie musiał jej zabijać. Przynajmniej nie teraz.

- Adriell?

- Co?

- Jesteś z rodu Adriellów? - zapytała rudowłosa. - Trzy węże to wasz herb, ale słyszałam, że cały ród został wymordowany...

Mag poczuł jak jego nogi uginają się, a w głowie zaczyna wirować. Potrząsnął nią lekko w nadziei, że rozmazany wzrok powróci do normalności.

- Otillo!

- Tak, mistrzu? - odezwał się przestraszony chłopak.

W czasie ich rozmowy, zrobił lekki porządek w plecaku: włożył do niego grimuar i zapiął, zakładając na plecy. Smutnym spojrzeniem pożegnał suknie, które miały być prezentem dla jego drogiej przyjaciółki.

-  Poszukaj w mojej tubie zwoju ognistej kuli.

Chłopak zdziwił się. Po co im teraz ognista kula? Mimo to podszedł i odchylił płaszcz swojego mentora, po czym otworzył tubę. Umiał czytać magiczne znaki, przynajmniej większość.

- To nie jest rozsądne... - odezwała się kobieta, ale po chwili zamilkła. Poczuła, jak ręka maga drży.
Rękaw płaszcza zsunął się, odsłaniając odrażającą, czarną bliznę. Była mocno zaczerwieniona i promieniowała ciepłem.

- Mam! - zawołał Otillo, oznajmiając, że znalazł potrzebny zwój.

- W miejscu rozcięcia namiotu, na wprost, zobaczysz bramę. Użyj na niej tego zwoju i jeżeli ci się powiedzie, nauczę cię czegoś o magii, a także.. - urwał, czując ponowną falę osłabienia. - Pośpiesz się! - wycedził przez zęby.

Chłopak zniknął za rozciętym materiałem.

Zobaczył bramę kilkadziesiąt metrów dalej oraz stajnie nieopodal niej. Większość najemników spała albo była zbyt pijana, by przejmować się czymkolwiek. Jedynie ci na wieżach obserwacyjnych stanowili jakieś zagrożenie dla młodego ucznia - byli to łucznicy i kusznicy. Ciągle czujni, trwający w trzeźwości.

Pokażę na co mnie stać! - Rzucił w myślach Otillo i rozwinął pergamin. Musiał sobie na szybko przypomnieć szereg magicznych znaków, które tworzyły podstawowy alfabet.

Czytanie zwojów różniło się od manipulacji magią.

Zwój powstawał na zasadzie wymieszania potrzebnych do wykonania zaklęcia komponentów i zapieczętowania ich w kawałku papieru, który z tym momentem nabierał niebywałej mocy i wartości - użyć zwoju mógł prawie każdy, ale tylko jednorazowo. 
Manipulacja magią natomiast wymagała koncentracji, magicznych słów, gestów, komponentów i energii, która otaczała osobę służącą za katalizator. Była to wymagająca technika, w zależności od stopnia trudności zaklęcia. Niektóre z nich wcale nie potrzebowały komponentów ani finezyjnych gestów, a jedynie prostych słów, które uaktywnią całą magiczną moc.

- Flamois.. div.. ardeitte! - krzyknął chłopak, gdy skończył czytać magiczną formułkę. Były to kluczowe słowa, służące do aktywacji zaklęcia.

Zwój w jego małych dłoniach zmienił się w popiół, a w jego miejscu pojawiła się mała ognista kula, która z chwili na chwilę rosła coraz bardziej.

Otillo odskoczył w tył. Szybko musiał podjąć decyzję co robić dalej, zanim to coś wybuchnie mu przed twarzą. Spojrzał na bramę i pchnął kulę w tamtą stronę.

- Chciałam was wypuścić... - powiedziała kobieta.

Wypowiedzenie każdego słowa sprawiało jej trudność.

- Wypuścić? - mag poczuł się trochę lepiej. Jego ręka przestała drżeć. - Kim jesteś?

- Rishe Fimera...

Zaraz po słowach kobiety do uszu Xalixyna dotarł nagły huk.

Huk ten towarzyszył wybuchowi magicznej energii, a konkretniej, ognistej kuli, która rozbiła się o bramę i roztrzaskała ją na drzazgi. Większość najemników poderwała się i otępiała wyskoczyła z baraków, inni podnieśli się z gleby, a łucznicy szukali wroga, który ich zaatakował.
Konie uwolniły się w jakiś sposób ze stajni i rozbiegły po całym obozowisku, tratując wygasłe pozostałości niektórych ognisk, ławy, beczki, stoły oraz najemników.

- Sami się wypuścimy. - mag uniósł kąciki ust i ciął szybko sztyletem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz