środa, 11 lutego 2015

Akt I (cz.V)

 PODGLĄDACZ



- Otworzyć bramę! To ja, Reevos! - zagrzmiał rosły mężczyzna i spojrzał na nowych towarzyszy. Coś mu nie pasowało w jestestwie Nyxliaxa - jak się przedstawił. Ale to nie jemu przypadnie ocena kupca i jego prawdziwej natury, więc szybko odrzucił te myśli od siebie.

Drewniana brama została otworzona. Prowadziła do wnętrza palisady, gdzie rozciągał się widok zwykłego, ale jakże żywego obozowiska. Nadchodziła noc, więc ludzie rozpalali ogniska i dostawiali do nich ławy, aby śmiać się i pić na umór. Dziczyznę piekli nad ogniem, czekając aż stanie się chrupka. Taki był żywot najemnika, gdy nie miał żadnych zleceń.

Widok bawiących się ludzi nie przypadł do gustu Xalixynowi, który przez wiele lat był przyzwyczajony do obecności młodego chłopaka i Gardalha. Niektórych - tych, których woda omijała szerokim łukiem - brzydził się, ale postanowił zdusić w sobie chęć zamordowania wszystkich w tej chwili.

Rozejrzał się po obozowisku.

Wielki namiot w centralnej części palisady przyciągał uwagę każdego. Otillo był weń wpatrzony, jak w jakiś obrazek. Prócz bramy, jaką weszli, były jeszcze dwie - wschodnia i zachodnia. Przy zachodniej widoczna była niewielka stajnia oraz mały patrol najemników w niebieskich, skórzanych zbrojach. Cztery wieże obserwacyjne w każdym rogu palisady miały ostrzegać przed potencjalnym niebezpieczeństwie wszystkich wewnątrz, ale mimo wszystko, gdzieś po środku lasu, w obozowisku, panowała dość sielankowa atmosfera. Kilka drewnianych baraków miało zapewnić schronienie przed nocą. Łatwo można było zauważyć, że robione były w nadmiernym pośpiechu.

Mocne klepnięcie w sam środek pleców wyrwało maga z zamyślenia i o mało co nie przewróciło go. Złapał jednak równowagę i spojrzał na istotę, która powinna była gotowa na wysłuchanie wiązanki przekleństw.

- Do ogniska! - rozkazał Reevos - Poczekacie, aż nasza pani zechce was widzieć. - burknął i pochwycił jedną ręką za plecak Otilla, zabierając go do namiotu, którego wejścia pilnowało dwóch strażników. - A jeśli nie, to zginiecie! - najemnik krzyknął przed samym wejściem i zaraz potem zniknął za zasłoną.

Różnica między strażnikami, a najemnikami była widoczna na pierwszy rzut oka.  Mieli na sobie ciężkie, pełne, płytowe zbroje, a w rękach trzymali drzewce halabardy.

Otillo zadrżał na słowa Reevosa. Wydawał się być silnym mężczyzną, ale nie uważał go za takiego, który daje ponosić się emocjom. Nie pomyślałby, że może chcieć ich zabić, ot tak, za nic. Rzucił spojrzenie na swojego mistrza, który ciągle rozglądał się po obozowisku - widocznie groźby najemnika nie zrobiły na nim wrażenia.

Namiot z zewnątrz nie wydawał się taki przestronny. Dopiero przebywając w środku dostrzegało się jego wielkość. Mimo panującego tam półmroku, wiele rzeczy z pewnością zwracało uwagę przybywających. Miękkie poduchy i futra różnych zwierząt walały się po drewnianej podłodze. Na biblioteczce stały puchary oraz karafka z winem, opróżniona do połowy. Na tronie - bo tylko tak  można określić to duże, zdobione, obite futrem krzesło - siedziała filigranowa istota o płomiennych, kręconych włosach i szmaragdowych oczach. Jej luźna, pomarańczowa szata odsłaniała więcej, niźli zasłaniała.

Mrugnęła kilka razy, gdy zobaczyła jak Reevos wszedł i postawił przed nią duży, skórzany plecak. Założyła nogę na nogę, przez co szata przesunęła się i ukazała jej smukłe i zgrabne udo. Machnęła kilka razy gołą stopą.

- Co to jest Reevosie? - dźwięczny głos wpadł do jego ucha.

- Plecak, moja pani. Nie byle jaki, bo pewnego kupca, podobno tutaj są dobrej jakości suknie..

- Dobrej jakości? Jedwab? - zdziwiła się kobieta i zeskoczyła z tronu na wyprostowane nogi.
Kołysząc biodrami, podeszła do plecaka i pochyliła się, czekając na odpowiedź.

- Tak twierdził kupiec.  - mężczyzna kucnął i otworzył plecak, a po chwili oczom niewiasty ukazały się różnokolorowe tkaniny.

- Sporo tego. - uśmiechnęła się zadowolona,  lecz po chwili zdała sobie sprawę, że najemnik wypowiedział przed chwilą magiczne słowo "kupiec", które dotarło do niej z nieznacznym opóźnieniem. - Mam nadzieję, że wciąż żyje. Nie jesteśmy bandytami, żeby zabijać każdego napotkanego kupca. Mamy swój cel w tej podróży! 

- Oczywiście, moja pani. Żyje, i ma się dobrze. Jest nawet w obozie..

- Ah... To dobrze. W takim razie możesz odejść i pozwól mu opuścić obozowisko. A za te suknie dajcie coś do jedzenia.  - machnęła ręką, jakby popędzała swojego podwładnego. Nie za wiele myślała o wartości jedwabiu w porównaniu do jadła, ale to chyba niewielka cena za darowanie mu życia. Poza tym materiału nie zje, gdy będzie głodny.

- Zrobię, jak rozkażesz. - najemnik ukłonił się lekko i opuścił namiot.

Oczekiwanie na panią najemników coraz bardziej wydłużało się. Minęło już sporo czasu od zniknięcia Reevosa. Księżyc przysłoniły kłębiaste chmury i stało się ciemniej.

Chłopak miał problemy z usiedzeniem w miejscu, szczególnie, że wszyscy wokół dobrze się bawili. Większość już się zataczała, inni śpiewali, a jeszcze inni zajadali się pieczonym mięsiwem. Chciał się podnieść z ławy, ale dłoń na jego ramieniu uniemożliwiła mu to. Poczuł, jakby chwyciła go za serce i ścisnęła mocno.

- Uważaj chłopcze. Tym razem nie masz na sobie czaru niewidzialności... - szept wpadł do jego ucha, a on wiedział do kogo należy. Czy naprawdę nic nie da się ukryć przed jego mistrzem? Czy to może kolejna próba?

Otillo zrozumiał i poczekał, aż towarzyszący im mężczyźni na ławach stracą czujność. Dobrze, że nie byli zbytnio strzeżeni. Poza tym wino i piwo w dużych ilościach mocno wpływa na percepcję. Okrył się płaszczem i założył kaptur na głowę, po czym czmychnął w stronę namiotu. Lawirując pomiędzy najemnikami, ławami i beczkami dotarł do miejsca, gdzie widział Reevosa po raz ostatni. Oceniając ogromny namiot, postanowił go obejść i poszukać luki w materiale. Ku swojemu zdziwieniu znalazł ją dość szybko i zajrzał.

W namiocie nie było już wojownika, którego spodziewał się zastać. Oczom dwunastolatka ukazała się filigranowa postać o mlecznobiałej skórze. Kobieta nie miała na sobie choćby skrawka materiału. Chłopak przełknął głośno ślinę, przyglądając się zachłannie jej nagiemu ciału. Pierwszy raz widział kobietę bez żadnego ubrania. Co z tego, że stała do niego tyłem, oczy ślizgały się po jej ciele od stóp do głowy, na dłuższą chwilę przystając na krągłych pośladkach. Zaraz po nich dość mocno zaciekawiły go blizny na jej szczupłych plecach. Układały się w chaotyczny wzór - niektóre proste, inne zaś po skosie, w pewnym miejscach nawet przecinały się ze sobą. Były już blade, zagojone, co świadczyło o tym, że powstały dawno temu.

Płomiennowłosa nachyliła się nad plecakiem i zaczęła przebierać w sukniach, przykładała do gładkiego ciała jedną za drugą, aby sprawdzić czy jej pasuje. W końcu zdecydowała się na ostatnią - zieloną.

- Będzie pod kolor oczu! - dźwięcznie mruknęła pod nosem i przekręciła głowę. Loki opadły jej na twarz, gdy schyliła się, widząc czarną okładkę księgi z wygrawerowaną po środku runą. Powoli podniosła grimuar, zieloną suknię wypuszczając z dłoni, która, jak wiele innych, upadła na podłogę. Przewertowała kilka stron i otworzyła szerzej oczy, po czym szybkim krokiem poszła w głąb namiotu, znikając chłopakowi z pola widzenia.

- Eh...  - westchnął Otillo i odchylił głowę od rozerwanego materiału. Zamykając oczy, chciał się skupić i pozbierać myśli. Co dalej? Kobieta znalazła griumar Dorite. Domyślał się, że go nie odzyska, bo nie będzie mógł wejść do namiotu. Szkoda, bo nawet nie zdołał go poczytać, a zżerała go ciekawość, co za zaklęcia były w środku.

Po chwili otworzył oczy, a przed nimi pojawiła się piękna, młoda twarz należąca do kobiety, którą przed chwilą podglądał. W jej szmaragdowych oczach rozbłysły figlarne iskierki.
Złapała go mocno za poły płaszcza.

-  Pójdziesz ze mną, mój mały podglądaczu. - wyszczerzyła zęby i wciągnęła go do środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz