wtorek, 3 lutego 2015

Akt I (cz.IV)

LEKCJA

 

Bagna rozciągały w promieniu kilometra. Próżno było szukać drzew czy zwierząt. Pozostałości, takie jak wielkie gałęzie, głazy, pojedyncze krzaki - osadzone na jednej z malutkich wysepek - fragmenty budowli, wystawały z bulgoczącej i gęstej cieczy. Zamek w centrum stał się jedyną ostoją dla żywych, ale gospodarz nie miał w zwyczaju wpuszczania za mury przypadkowych wędrowców. Szczególnie tych przechadzających się jedyną drogą na bagnach. Droga znikała w ścianie liściastych drzew, które oznaczały koniec mokradeł.



Właśnie tą drogą szedł Xalixyn, wraz ze swoim podopiecznym.

Chłopak z każdą chwilą coraz bardziej odczuwał ciężar skórzanego plecaka. Zastanawiał się, czy faktycznie nie zabrał za dużo zbędnych rzeczy. Przystanął na moment i rozejrzał po ponurej okolicy.

- Mistrzu? Czy jak będziemy w Caelfall, nauczysz mnie, jak posługiwać się magią? - zapytał z nadzieją wyczuwalną w jego głosie.

Mag przystanął, słysząc jego słowa. Spojrzał przez ramię na chłopaka. 

- Bardzo chcesz nauczyć się zaklęć? A teorię już znasz?

- Tak! - wyraz twarzy chłopaka zmienił się na bardziej radosny, gdy mistrz zgodził się go wysłuchać i nie zrugał go.

- Dobrze. Zacznijmy pierwszą lekcję tutaj...

- Tutaj? Ale... - chłopak urwał, gdy tylko poczuł mocne szarpnięcie. Nim się zorientował jego ciało zawisło nad bulgoczącą cieczą, jedynie pod stopami nadal czuł twardą ziemię. Ciężar plecaka z każdą chwilą ciągnął go do dołu. Palce mocno wczepił w przedramię Xalixyna. - Mistrzu.. przestań, proszę!

- Pytanie pierwsze. - mag nie zamierzał przystawać na prośby jasnowłosego. - Ile jest głównych ścieżek magii?

Otillo nie mógł pozbierać myśli, ponieważ wszystkimi siłami skoncentrował się na przeżyciu i nie puszczeniu przedramienia swojego mistrza.

- Cz... cztery..  - odpowiedział pierwsze, co mu przyszło do głowy.

- Źle. - pchnął ręką lekko, aby chłopak jeszcze się obniżył, jeszcze dwie błędne odpowiedzi i zostanie pochłonięty przez bagno. - Siedem. Pytanie drugie: kto jest Arcymagiem kontynentu Miraden? 

Dwunastolatek zaczął panikować, jego nogi długo nie wytrzymają.

- Erdenis.. Razier... - przełknął ślinę.

- Dobrze. Pytanie trzecie: Kto cię nauczył czytać magiczne zwoje?

Oczy chłopaka otwarły się szeroko. Jednak mistrz wiedział o jego podglądaniu.

- D-Dorite.. - odpowiedział drżącym głosem.

- Tak myślałem. - szarpnął chłopaka do siebie.

 Otillo padł na kolana i podparł się rękami, łapiąc oddech. Czuł, jak serce o mało nie wyskoczyło mu z piersi.

- Lekcja pierwsza. Zapamiętaj! Musisz szybciej reagować w takich sytuacjach. Nie mogłeś pozbierać myśli, a nikt nie będzie czekał, aż swobodnie wyciągniesz swój zwój i rzucisz zaklęcie. A jeżeli myślisz, że tak właśnie będzie, to następnym razem zginiesz.. Może nawet z mojej ręki. - stwierdził oschle i ruszył przed siebie. - Podnoś się i chodź! Powinienem zamknąć cię w lochach za złamanie zakazu, ale jesteś mi na razie potrzebny. Następnym razem proś o naukę, gdy już przeczytasz kilka ksiąg i, przede wszystkim, poznasz teorię.

Chłopak ciągle był w szoku, ale bijące mocno serce utwierdzało go w przekonaniu, że nadal żyje. Kolejna zagrywka Xalixyna - ileż to już ich zliczył. Czasami lubił znęcać się nad nim i karać za najmniejsze przewinienie. Tym razem jednak nauczył go czegoś pożytecznego. Przez kilka lat sprzątał i wykonywał rozkazy swojego opiekuna. Nie posiadali żadnej służby. Cały zamek zamieszkiwali oni, Givlert, który teraz przejął rolę gospodarza oraz Dorite, która została wysłana z zadaniem. A on ciągle czekał na chwilę, kiedy będzie mógł za pomocą własnych rąk zawirować magiczną energią i ją uwolnić. W głębi ducha dziękował Dorite, że zostawiła grimuar i pamiętnik - będzie miał sporo czasu, aby przestudiować każdą stronę.

Podniósł się z kolan i popędził za mistrzem, nie mówiąc już nic.

Po jakimś czasie wyszli z bagien.

Ścieżka między drzewami i gęstymi zaroślami była dość wąska, prowadziła do głównego traktu. Od czasu do czasu z ich głębi dobiegał świergot ptaków oraz odgłosy innych, mniejszych zwierząt. Gałęzie trzeszczały, liście szumiały, jakby rozmawiały ze sobą o każdym, kto tędy przechodził, jakby ostrzegały podróżników. Jednak na koniec dały schronienie przed nocą. 

 Następnego dnia z samego rana ruszyli dalej, w kierunku najbliższej wioski.

Marsz w milczeniu okropnie się dłużył. 

Otillowi nagle brakło sił i padł na kolana, tym samym zatrzymując swojego mistrza.

Nie zarządziłem żadnej przerwy. - odpowiedział podirytowany mężczyzna.

- Mistrzu, już nie mam siły, ten plecak jest za ciężki.. maszerujemy bez żadnej przerwy. - zdjął go z pleców i postawił obok.

- Więc spraw, żeby był lżejszy! Inaczej będziesz musiał z nim biec, aby mnie dogonić.

- Nie ładnie tak wykorzystywać dzieciaka. - zza drzew rozszedł się głos, a zaraz za nim wyłoniło się sześciu nieznajomych w czarnych płaszczach i niebieskich, ćwiekowanych zbrojach. Każdy z nich trzymał oręż. 

Mężczyzna po środku różnił się od wszystkich pozostałych: pierwszym, co go wyróżniało, była kolczuga oraz dwuręczny, obusieczny topór, o który się oparł. Był wysoki, o szerokich ramionach. Bez włosów na głowie, jeno z krótką bródką wokoło ust - wykrzywiały się one teraz w lekkim uśmiechu, gdy patrzył na Xalixyna.

Mag wyczuwał jeszcze w pobliżu trzech lub czterech łuczników, skrytych na drzewach albo pomiędzy nimi. Ciężko by mu było walczyć przeciwko wprawnym wojom bez wcześniejszego przygotowania. Szczególnie, że miał powód, aby unikać walki.

Postanowił rozegrać to w inny sposób.

- Wybacz panie. Mój pomocnik musi czasem wiedzieć, gdzie jego miejsce. Jest jeno sierotą, która za prace otrzymuje wyżywienie i kilka miedziaków.

- Za pracę? A nad czym pracujecie po środku drzew. Nadeszliście z bagien?

- Wędrujemy. Jestem kupcem, a on moim pomocnikiem. - skinął lekko głową i dodał w myślach coś o chędożonym i podejrzliwym łysolu.

- Ah. A czym handlujesz, kupcze... - wojownik zaakcentował wyraźnie ostatnie słowo.

- Tkaninami, jedwabiami. Ostatnio zamówienie dostaliśmy z Caelfall, więc nie mamy towarów na handel z podróżnymi. Hrabina zażyczyła sobie kilka sukienek dla swej córki. - Xalixyn miał nadzieję, że jego uczeń jednak nie wyrzucił tych szmat Dorite i będą mogli bez straty sił oraz czasu opuścić to miejsce.

- Pokaż. - rozkazał osiłek.

- Pokaż mu... - mag machnął ręką. - Wyciągnij jedną z sukienek.

Otillo głupi nie był i domyślał się, że jeżeli tego nie zrobi, czeka ich niezbyt przyjemne zakończenie. Z jednej strony miał ochotę wypróbować jeden ze zwojów, które trzymał w tubie, a z drugiej widział przewagę nieznajomych i ewentualne przypalanie ogniem, gdy zirytuje Xalixyna. Otworzył plecak i wyciągnął delikatny, prześwitujący materiał o kolorze polnej zieleni.
Rozciągnął go.

- Takie coś? - wojownik spojrzał porozumiewawczo na kompanów i podszedł do Otilla, dotykając szorstką dłonią jedwabiu. - Delikatne. Może się spodobać naszej pani...

- Wybacz, ale chciałbym przypomnieć, że to wszystko jest zarezerwowane dla naszej klientki w Caelfall.. - szybkie machnięcie topora przerwało dalsze słowa maga. To chyba nie był najlepszy moment na polemikę z barbarzyńcami, którzy nie umieją się zachować. Wykrzywił twarz w grymasie.

- Milcz! Inaczej stracisz głowę, zamiast bagażu. - ryknął. - Pomóżcie chłopakowi z tym wielkim plecakiem. Dziw, że tyle wytrzymał, mając coś takiego na plecach. - skierował słowa do towarzyszy i spojrzał jeszcze na srebrnowłosego. - Jak się zwiesz.. kupcze?

- Nyxliax, panie, a ty?

- Reevos. A teraz ruszaj.



Grafika przedstawia strażnika bagien:
http://czarnystefan.deviantart.com/art/Forest-449762485

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz